Obudzona radosnym, kochającym, lestatowym telefonem, pobiegłam na zbiórkę wyjazdową w góry. Jak zwykle pierwsze co spotkałam, to braki organizacyjne, czyli podstawowe dwa pytania: kto jeszcze ma do dyspozycji samochód? (Tu zawsze kilka się znajdzie, ale miejsc i tak będzie brakować). Kto jest mało zmotywowany i chce zrezygnować? (Tu tradycyjnie zapada grobowa cisza, tak się bowiem zaskakująco składa że ludzie, którzy pojawiają się w niedzielę o ósmej rano pod uniwesytetem do mało zmotywowanych jakoś nie chcą należeć).
Po względnie kulturalnym wyproszeniu z wycieczki ośmiu osób udało się zmieścić do trzech pojazdów i wyjechać w góry, które tak jak zwykle były absolutnie przepiękne. Śnieg niestety prawie całkowicie się już ulotnił, ale w górze znalazło się jeszcze kilka białych placków, które dostarczyły okazji do wspaniałej zabawy. Zjazdy indywidualne i grupowe stylem absolutnie dowolnym zabrały nam mnóstwo czasu i energii oraz zapewniły późny, ale za to bardzo szczęśliwy powrót do domu :). Dla mnie to już ostatnia wycieczka organizowana przez uniwerek, z całą pewnością będzie mi ich brakować...
No comments:
Post a Comment