W piątek całkiem oficjalnie zakończył się pierwszy semestr, a ja po raz ostatni miałam przyjemność uczestniczyć we francuskim wykładzie. I wcale nie jest mi smutno z tego powodu. Wielkimi krokami zbliża się powrót do domu. Za kilka dni, wiele godzin w cudzych notatkach, parę dobrych imprez pożegnalnych i jeden egzamin będę znowu w Polsce i już nie mogę się tego doczekać.
Po trzech miesiącach i jedenastu dniach tęsknota moja rozwinęła się do tego stopnia, że obejmuje już nie tylko ludzi oraz wszystkie uśpione w domu pod kołderką kurzu instrumenty muzyczne, ale nawet aspekt nauki do choćby i najnudniejszych prawniczych egzaminów, ale zdawanych w mowie ojczystej. Kiedy dwudziesty raz jednego dnia słyszę „Ca va?” przeszywają mnie dreszcze...
Jedyną rzeczą za jaką nie stęsknię się chyba nigdy są nieziemskie mrozy szalejące ostatnimi czasy w naszym pięknym kraju. Nic w tym dziwnego, przez ostatni tydzień, popołudnia w Pau serwowały dwudziestostopniowe, przypiekane słońcem ciepełko. Swojskie, dobrze znane zero stopni jest dla mnie obecnie granicą przetrwania w niepogorszonym stanie, poniżej zaczyna się już powolna destrukcja wszystkich żywych organizmów, których dobrotliwa natura nie wyposażyła w zwyczaj zapadania w sen zimowy. Przeczuwam problemy...
No comments:
Post a Comment