Thursday, November 25, 2010

Sezon Łowiecki

Tydzień uciekł bardzo szybko, nie wiadomo nawet kiedy. Na nowo wprowadziłam się w tryb zajęciowy i zmusiłam do wczesnego wstawania. No, przynajmniej w większości przypadków... Nie na długo już w każdym razie, bo semestr kończy się dokładnie za trzy tygodnie. W związku z tym zaczął mnie powoli dopadać stres egzaminowy i konieczność skompletowania wszystkich notatek. Sprawa nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać, razem z Julianą opracowałyśmy specjalne strategie łowieckie. Przede wszystkim myśliwy musi dysponować dobrym punktem obserwacyjnym. Instalujemy się zatem na samym końcu auli, skąd rozciąga się panorama na wszystkie możliwe zdobycze. Następnie skupiamy się na posiadaczach komputerów, którzy zajmują pierwsze rzędy. Dla siedzących z przodu rośnie prawdopodobieństwo, że są odpowiedzialni i sumienni, dodatkowo nie widzą jak często nie ma nas na wykładach, a przecież nikt nie lubi dzielić się swoją pracą z nierobami. Potem śledzimy cały wykład potencjalne ofiary i typujemy jedną, która statystycznie najmniej przegląda strony internetowe, a najwięcej pisze. Gdy wykład się kończy, napadamy z zaskoczenia, zanim zdąży jeszcze wyłączyć komputer i nie najlepszym (aby być wiarygodnym), ani nie najgorszym (żeby nie zamęczyć słuchacza) francuskim wyjaśniamy jak bardzo wdzięczne będziemy za notatki z całego semestru. Skuteczność: 100% :).

W środę wieczorem, całkiem z nudów wybrałam się do Centrifugeuse, na spektakl podpisany „taniec nowoczesny”. Przyzwyczajona do wysokiego poziomu odbywających się tam imprez, nie traciłam czasu na wdawanie się w szczegóły. Taniec, to taniec. Ale nie zawsze. Jak się okazało, było to przedstawienie, gdzie występowały cztery niewidome osoby, a głównym zamysłem było wprowadzenie widzów w bezobrazowy świat artystów. W związku z tym w całkowitej ciemności organizatorzy prowadzili każdego za rękę na jego miejsce, co było ekscytujące, ale niestety trwało czarną wieczność. O tańcu w ogóle nie mogło być mowy, na początku aktorzy rozmawiali, ale na tyle specyficznie, że połowy nie byłam w stanie zrozumieć, potem w minimalnej ilości światła, która dawała tylko lekki zarys postaci, trójka z nich stała na środku i wyginała się jak drzewa na wietrze do rytmicznego hałasu przez pół godziny. Moim marzeniem przez ostatnie 15 minut było, aby ktoś w końcu opamiętał się, zapalił światło i wypuścił nas z niewoli. Chcesz być kulturalny, musisz cierpieć.

Za to czwartkowy wieczór w prosty, imprezowy sposób wynagrodził mi wszystkie straty moralne spowodowane nadmiarem kultury. Jan, jeden z co fajniejszych Niemców, wraz ze współlokatorami zorganizowali u siebie, w pięknym, wielkim mieszkaniu imprezę. Spodziewałam się przyjemnego posiedzenia z kilkoma znajomymi osobami, a trafiłam w prawdziwy wir towarzyski. Każdy pokój wypełniony był ludźmi, a wszędzie działo się coś ciekawego. Krótko mówiąc: tańce, hulanki, swawole i tylko jedna wizyta zrozpaczonych sąsiadów o 2.00 w nocy, którzy z bardzo poważną miną obiecali następnego dnia rano napisać skargę na policji, powiadomić właściciela apartamentu oraz uniwersytet. Ale wszystko to nic, najbardziej przeraziła Jana (który niedawno obchodził 26 urodziny) groźba powiadomienia rodziców o jego złym prowadzeniu się. To nie były już żarty, bezwzględnie trzeba było ściszyć muzykę. Nie przeszkodziło nam to jednak doskonale, choć po cichu, bawić się jeszcze do 5.00 nad ranem :).

Niezapomnianym elementem imprezy było tez spotkanie bardzo miłego Francuza, z którym nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że widzieliśmy się już wcześniej, ale nie mogliśmy dojść kiedy i gdzie mogło to nastąpić. W każdym razie, kiedy dowiedział się, że jestem z Polski, powiedział, że to super, bo Polacy są doskonale sympatyczni. Na przykład w zeszłym tygodniu, na mieście spotkał taką parę, z którą znakomicie mu się rozmawiało i która bardzo fajnie razem wyglądała. Oczywiście chwilę później wspólnymi siłami doszliśmy do tego, że ma na myśli mnie i Lestata. To było doskonale miłe :).

A do domu z imprezy wróciłam z... gitarą. Jan, który był już w stanie mocno ułatwiającym spontaniczne decyzje, powiedział że mogę ją pożyczyć na kilka dni. Jakkolwiek zachodziły wątpliwości, czy tak samo ze swej dobroci ucieszy się rano, postanowiłam skorzystać. Na muzycznej pustyni każdy akord jest na wagę złota.

No comments:

Post a Comment