W piątek, tuż po naszym powrocie z dalekich podróży, za Leclerciem czekała nas impreza niespodzianka: pierwsze urodziny mlekomatu. Automatyczna krowa została pięknie przystrojona balonikami, a obok postawiono stół gdzie właściciele częstowali mlekiem, naleśnikami i pysznymi ciasteczkami. Ściągnięty w ten sposób tłum degustatorów namawiano na zakup oraz pomagano po raz pierwszy obsłużyć maszynę, przy czym w ramach promocji (z której oczywiście skorzystaliśmy) trzeci litr mleka dostawało się w prezencie. Otrzymałam nawet ulotkę z przepisami na wszystkie prezentowane mleczne pyszności i trzeba przyznać, że całkiem nieźle to wymyślili. Np. Przepis na 15 małych ciasteczek zakłada zakup 8 litrów świeżego mleka, aby zebrać z niego śmietankę. Interes życia. Spora szansa, że niedługo zawita do Polski, tym bardziej, że taki projekt z całą pewnością dostałby dofinansowanie z UE.
Zjedliśmy ostatnie croissanty i zakupiliśmy dla Lestata całe stado serów podróżnych przeznaczonych do częstowania co odważniejszych znajomych. A przynajmniej taką mieliśmy nadzieję, bo wieczorna degustacja wykazała, że wybraliśmy niestety zbyt mało aromatyczne sztuki. Albo nie mieliśmy szczęścia, albo pobyt tutaj tak dalece spaczył nasz zmysł powonienia, że żaden ser nie będzie już aromatyczny przez najbliższy rok.
No comments:
Post a Comment