Ostatnie kilka dni upłynęło mi na intensywnym chorowaniu. Jest to zajęcie niezwykle wręcz absorbujące. Wszystko rozpoczyna się niewinnie gdy nogi przestają same podskakiwać, potem następują wszelkie popularne dolegliwości, jak ból głowy, kaszel itp., a najgorsze przychodzi na koniec: brak chęci umycia zębów. To już prawie stan agonalny.
Na początku stosunkowo łatwo to przetrwać, człowiek nawet nie bardzo ma siłę zastanowić się nad swoim smętnym, chwilowo pozbawionym radości losem. Kryzys przychodzi po około dwóch dniach, kiedy ma się już dosyć pokojowej nudy, a wewnątrz narasta przemożna chęć skakania, która zupełnie nie odpowiada jeszcze siłom ani możliwościom. Świadomość zabawy, która omija jest dołująca, a jedyna praktykowana przez ostatnich kilka dni rozrywka – przemykanie się po akademiku, tak aby nikt znajomy ciebie nie zauważył, bo prawdopodobnie wyglądasz jak zombie – staje się nudna i nie daje już tej satysfakcji co kiedyś...
Wszystko to już na szczęście za mną, powoli wracam do siebie, życia, ludzi, zajęć i imprez :). Takie chorowanie ma też swoje plusy. Odrobiłam wszystkie możliwe prace domowe, nauczyłam się wszystkiego, co do tej pory pojawiło się na wykładach, wpoiłam masę francuskich słówek i obejrzałam trzy sezony Weeds oraz dziesięć innych filmów, w tym cztery po francusku i dwa o prawnikach. Zaskakujący jest fakt, że po każdym filmie, którego głównym tematem jest wymiar sprawiedliwości, ma się tylko jeden wniosek: nigdy nie mieć z tym nic do czynienia. A ja wciąż radośnie studiuję prawo, na domiar złego, jeszcze to lubię. Cóż, mój silnie rozwinięty instynkt samozachowawczy najwyraźniej niedomaga w tej kwestii.
No comments:
Post a Comment