Poniedziałki i wtorki są najbardziej pracowitymi dniami. Zawalone są najnudniejszymi zajęciami, którym trzeba poświęcać mnóstwo czasu i energii, taki mam początek każdego tygodnia. Od środy bardzo powoli zaczynam myśleć o weekendzie, a w piątek na przeszkodzie stoi już tylko jeden popołudniowy wykład. Do przetrwania :).
Jeśli chodzi o naukę, to ogólne moje spostrzeżenia są takie, że Francuzi na studiach uczą się mniej. Zaryzykuję stwierdzenie, że wykłady są znacznie ciekawsze niż u nas, rozpatruje się na nich co bardziej interesujące, praktyczne aspekty omawianych zagadnień, a samej teorii do wkucia jest nie aż tak znowu wiele. Wyjątek stanowi jedynie prawo handlowe, które moim skromnym zdaniem, nie zawiera w sobie żadnych interesujących zagadnień, a jedynie mnóstwo nieciekawych zasad, wymyślonych przez, jak przypuszczam, bardzo mądrych ludzi, którzy w najbliższym czasie nie zostaną przez mnie docenieni. Może po zdanym egzaminie naturalnie nabiorę dla nich większego szacunku. Więc gdyby nie fakt, że daleko mi jeszcze do całkiem swobodnego porozumiewania się w języku francuskim, wyjazd można by uznać za całkiem niezłe półkolonie. Niestety biorąc pod uwagę ilość pracy, jaką muszę wkładać w przyswajanie prawniczych treści w obcej mowie, bliżej mi raczej do wyrobienia pełnego etatu. Cóż, sama sobie zgotowałam ten los.
Teoretycznie, wszyscy Erasmusi przyjechali tutaj w celach naukowych. Jednak nieodmiennie, bez względu na wiek, płeć i studiowany kierunek, ze wszystkiego co hojnie oferuje nam uniwersytet, każdy najbardziej lubi zajęcia sportowe :).
Wczorajsza wspinaczka dostarczyła mi wielu wrażeń. Razem ze znalezioną do pary koleżanką Amerykanką uczyłyśmy się asekuracji, ze skutkiem pozytywnym, jak nietrudno się domyślić, biorąc pod uwagę, że jest jeszcze co czytać na moim blogu. Jak się okazało jest to sprawa łatwa, prosta i przyjemna, znacznie mniej skomplikowana niż mogło się wcześniej wydawać. Jedynie wynikająca z niej odpowiedzialność powoduje lekkie trzęsienie rąk, brak apetytu, zwiększone ryzyko wrzodów, bezsenność i tiki nerwowe.
Wspinaczka sprzyja też odkrywaniu w sobie nowych, nieznanych dotąd talentów. Kiedy z wysokości dwudziestu metrów widzę, że moja pełna dobrych chęci Amerykanka źle trzyma linę, której drugi koniec przywiązany jest do mnie, to momentalnie jestem w stanie wyjaśnić po francusku, angielsku i zapewne jeszcze w paru innych językach jak należy przekładać ręce przy asekuracji, jednocześnie poświęcając maksimum mojej uwagi chwilowemu nieodpadaniu od ściany. Nic więc dziwnego, że wszyscy najbardziej lubią sporty. Takich emocji trudno doświadczyć, choćby na najciekawszym wykładzie.
"Teoretycznie, wszyscy Erasmusi przyjechali tutaj w celach naukowych" - dobre :P
ReplyDelete