Wczoraj po południu, w wielkim upale, spokojnie wlokłam się z Leclerca do domu w towarzystwie dwóch bagietek i licznych innych smakołyków, całkowicie przekonana o tym, że poza wieczorną lekcją francuskiego nie wydarzy się tego dnia już nic ciekawego, kiedy drogę zagrodziło mi dwóch Francuzów: Ali, który mieszka ze mną w akademiku oraz nieznany mi dotąd Wilhelm (czy coś w tym rodzaju). Po krótkiej, przyjaznej konwersacji zostałam porwana razem z zakupami do samochodu, wywieziona do pobliskiego McDonalda, poczęstowana kawą i niecnie zmuszona do spędzenia bardzo miłego i zabawnego popołudnia. Okazało się przy tym, że chłopaki są braćmi, co w pierwszej chwili zdrowy rozsądek kazał mi uznać za niezbyt wyszukany dowcip, biorąc pod uwagę, że Wilhelm jest absolutnie biały, natomiast Ali jest Murzynem. Adopcja czyni cuda.
Zanim odstawili mnie pod akademik, umówiliśmy się jeszcze na wieczór, na koncert grupy Underkontrol parającej się beat boxem. Jak nietrudno zgadnąć, nie jestem fanką takich klimatów, ale wrodzona ciekawość oraz brak jakichkolwiek planów na wieczór podpowiedziały mi, że warto się tam wybrać. Pomysł okazał się doskonały, a koncert był przegenialny. Grupa Underkontrol to czterech młodych chłopaków, którzy wygrali mistrzostwa świata w beat boxie. Każdy z osobna miał do zaprezentowania naprawdę świetne kawałki, a kiedy włączali się wszyscy naraz, to było coś niesamowitego. Nie miałam pojęcia, że parskanie do mikrofonu może dawać takie efekty.
Ale na tym nie koniec wieczoru. Po koncercie, razem z innymi Erasmusami, wyruszyliśmy szukać imprezy w centrum Pau. Oczywiście standardowo najpierw zawitaliśmy do ulubionej knajpy o przyjemnej nazwie Garaż. Fenomen tego miejsca polega na tym, że niezwykle łatwo nawiązuje się tam nowe znajomości, przy czym jest to całkowicie niewytłumaczalne w żaden logiczny sposób, ale działa. Zatem kiedy nadeszła znana godzina zamiany klubów, do tanecznego Durango przenosiliśmy się razem z Kamilem już w towarzystwie trzech francuskich żołnierzy – spadochroniarzy. Pomiędzy przetańczonymi piosenkami, konsekwentnie i z urokiem, pozwalałam sobie wypijać wszelkie zafundowane przez dzielnych wojaków drogie, klubowe napoje, by około czwartej nad ranem zostawić kompletnie pijane towarzystwo bez pożegnania (wszak istniało niebezpieczeństwo, że chcieliby mnie odprowadzać) i raźno podążyć do domu z Anglikami. Gdzieś w całej tej historii przewinął się jeszcze motyw Legii Cudzoziemskiej, do której Kamil prawie się zapisał. Na szczęście przewidujący urzędnicy zamykają na noc mieszczący się w Pau punkt poboru, a rano cały pomysł nie wydawał się już Kamilowi tak atrakcyjny.
No comments:
Post a Comment