Zgodnie z poczuciem obowiązku i całkowicie wbrew wrodzonej niechęci do wczesnego wstawania wybrałam się wczoraj skoro świt, o 10.00 na zajęcia tylko po to, aby dowiedzieć się, że zostały odwołane. Tak samo zresztą jak piątkowe. Ale żebyśmy nie byli stratni, mamy wyjątkową możliwość odrobienia ich w sobotę. Tutaj wiedzą jak nas uszczęśliwić, gdyby nie nasz kochany uniwersytet, z całą pewnością zupełnie nie wiedziałabym jak wykorzystać cztery piękne, słoneczne, sobotnie godziny.
Dzisiaj rano natomiast zapoznałam się z zupełnie nową rozrywką, bardzo popularną tutaj, a prawie nieznaną w naszym pięknym kraju: zwiedziłam pralnię automatyczną. Wyprawa była niebagatelna, od najbliższego źródła czystości dzieli nas około kilometr, a jest to kilometr nieprawdopodobnie długi ze względu na to, że zawsze pokonuje się go nosząc ciężary. Ponieważ tutaj dba się o studentów, miasteczko uniwersyteckie pomyślało o rozwiązaniu tego problemu i odkąd tylko przyjechałam, prosto pod moim oknem dzielnie buduje się własna, akademikowa pralnia. Zostanie otwarta we wrześniu przyszłego roku, co jest dla mnie raczej marną pociechą. Póki co służy jedynie do wczesnego budzenia studentów w tygodniu, a i w tym nie sprawdza się za dobrze, bo bestie od dawna są na takie sztuczki mocno uodpornione. Zatem gdy zmęczony człowiek dotrze już na miejsce przeznaczenia i włączy nieszczęsną machinę, nie pozostaje mu nic innego jak przez czterdzieści minut dumać nad sensem istnienia patrząc w wirujące wnętrzności cywilizacyjnego potwora... Światełkiem w tunelu jest bardzo sprytnie położona obok cukiernia, która na chwilę rozjaśnia mroki filozoficznych rozważań przy pralce. Najdzielniejsi rycerze, którzy przetrwają taką próbę mogą w ramach oszczędności dosuszyć pranie do wagi, którą można podnieść jedną ręką , by następnie smętnie powlec swą smutną egzystencję do domu. Według mnie bezpieczna dawka, to nie więcej niż jedno pranie w miesiącu. Dwa mogą powodować chandrę, trzy grożą już depresją, a od czterech obserwuje się podwyższony wskaźnik samobójstw. Na szczęście w Polsce możemy być szczęśliwsi, w większości posiadamy własne pralki w domach i jeszcze nie słyszałam o przypadkach, by ktoś odczuwał szczególną potrzebę obserwacji tego sprzętu przy pracy. Chociaż jeśli telewizja w najbliższym czasie się nie poprawi, istnieje spore ryzyko.
Wydaje mi się, że można znaleźć lepsze zajęcie podczas prania niż oglądanie telewizji. Trzeba się tylko zsynchronizować z wirowaniem... Dużo przyjemniejsze niż telewizja lub cukiernia i zdrowsze ;)
ReplyDeletewielbiciele 'Włatcy móch'oglądając wirowanie powiedzieli by 'bajuuucha' :)
ReplyDelete