Monday, October 4, 2010

Prawo następstwa imprez

Po wczorajszej wycieczce bardzo sympatyczny Niemiec imieniem Jan zaprosił mnie do siebie na wieczorną imprezę urodzinową. Miałam zatem okazję zwiedzić kolejne piękne, wielkie mieszkanie niedaleko miasteczka uniwersyteckiego. Spokojnie nadawałoby się, żeby jeździć po nim dookoła na rowerze, można się rozmarzyć... Impreza była spokojna, beztaneczna i cała przegadana. Zmęczeni po górskich wędrówkach siedzieliśmy w kilka osób na wspaniale wygodnych kanapach i było bardzo sympatycznie. Uwielbiam takie klimaty.


Będąc tutaj odkryłam prawo następstwa imprez, które moim zdaniem, powinno zostać włączone do podstawy programowej szkół średnich, zwiększając współczynnik towarzyskości w społeczeństwie. Wystarczy pojawić się w jednym miejscu, a plany na kolejne atrakcje tworzą się samoistnie :). Na wieczornej imprezie Hanna opowiedziała, że z innymi dziewczynami wybierają się następnego dnia nad Atlantyk, do Biarritz, tam gdzie na początku września byliśmy razem z uniwerkiem. Po szybkim przeliczeniu osób okazało się, że w swoim wielkim, siedmioosobowym samochodzie dziewczyny mają jeszcze wolne miejsca, więc razem z Kamilem załapaliśmy się na niedzielną wycieczkę na plażę :).


Według przepowiedni telewizyjnych szamanów pogoda miała być słoneczna i nastawiliśmy się wszyscy na leniwy dzień, spędzony na naprzemiennym opalaniu i kąpielach w oceanie. Niestety szamani okazali się mocno omylni, słońca nie było dla nas wcale, a po południu zaczął padać deszcz. Spacerowaliśmy więc brzegiem oceanu, oglądając piękne widoki i robiąc zdjęcia. Odwiedziliśmy też małą nadmorską restauracyjkę, gdzie spróbowałam zamówionych przez Kamila małż. Doświadczenie ciekawe, ale owoce morza to zdecydowanie nie mój smak. I oczywiście obowiązkowo kąpaliśmy się w oceanie! Niemki nie skusiły się na taką przyjemność, niech żałują bo było genialnie. Skakaliśmy przez olbrzymie fale, trzeba było tylko bardzo uważać, żeby nie zostać przez nie porwanym razem z odpływem, ale jak widać udało się :).


A silny wiatr i naprawdę wielkie fale stworzyły raj dla surferów, których było mnóstwo. Z daleka byłam przekonana, że czarne kropki kołyszące się na wodzie, to po prostu ptaki, dopiero z bliska można było dostrzec kolorowe deski i mozolne starania utrzymania się na nich w odpowiednim momencie. Samo oglądanie olbrzymich fal, rozwiewanych przez wiatr i rozbijających się o skały jest zajęciem pasjonującym. Woda oddziela się z ogromu oceanu, wyskakuje na zewnątrz, tworząc niesamowite, za każdym razem zupełnie inne kształty, by po chwili wrócić jak gdyby nigdy nic. Coś pięknego.





1 comment: