W poszukiwaniu nowej przestrzeni życiowej dla siebie odkryłam najpierw na mapie, a niedługo potem w rzeczywistości całkiem spory las około półtora kilometra od akademików, za miastem. Żeby zapobiec ewentualnym zagubieniom, cały ranek dzielnie zaprzęgałam moje talenty plastyczne, aby możliwie najdokładniej przekształcić googlowe zdjęcia satelitarne w podręczną mapę okolicy, gdyż wydrukowanie czegokolwiek w niedzielę graniczy z cudem. Jak się jednak okazało, las został zaprojektowany dla Francuzów, czyli tak że zgubić się w nim nie sposób, nawet gdyby bardzo się chciało. Zapewnia to sześć regularnych alei w poprzek, dokładnie ponumerowanych, jedna główna droga wzdłuż i szlak strzegący obrzeży. Chcąc, nie chcąc na jedną z tych rzeczy co kilkanaście minut trzeba się natknąć.
Pomijając aspekt zabezpieczeń antyzapodzianiowych, las okazał się całkiem dziki. Taki właśnie jaki powinien być, aby mogły zamieszkać w nim marzenia o tym, że mogą zamieszkać w nim wszelkie baśniowe stworzenia. Cokolwiek tam nie mieszka, z całą pewnością jest duże i niedorozwinięte. Poznać można po tym, że w różnych leśnych zakątkach spotyka się sporej wielkości, konstrukcyjnie mocno niedoskonałe szałasy:
Po takim lesie bardzo przyjemnie się chodzi, nawet gdy cale popołudnie pada deszcz. Można spotkać dzikie zwierzęta, a gdzieniegdzie czai się w krzakach leśniczówka, która wygląda jakby ją ktoś ukradł z książeczki dla dzieci.
No comments:
Post a Comment