Powracanie do życia rozpoczęłam wczoraj od przeczytania informatora la Centrifugeuse, czyli uniwersyteckiego centrum kultury. Z wielkim żalem spostrzegłam że koncert, który bardzo chciałam zobaczyć – Vienna Vegetable Orchestra – odbył się we wtorek i bezpowrotnie należy już do przeszłości. Szkoda, gra na instrumentach wykonanych z warzyw to coś, co z całą pewnością należy oglądać na żywo. Niejako w ramach pocieszenia wybrałam zatem na wieczór „ film + koncert”, jak głosił informator. Z opisu niewiele zrozumiałam, całość oceniłam jednak na zapowiadającą się ciekawie i postanowiłam uczestniczyć w tym wydarzeniu. Było warto. Sala Centrifugeuse została fachowo przemieniona w kino by wyświetlić w niej bardzo stary (1931r.) film pt. „Tabu” autorstwa F. W. Marnau. Dzieło oczywiście nieme oraz czarno-białe i to dosłownie, bo odcieni szarości też było w nim niewiele. Aurę dźwiękową na żywo tworzył pan muzyk, przy użyciu dwóch gitar i komputera. Efekt był świetny. Cały urok kina niemego, z absolutnie nienaturalną i jakże charakterystyczną, ekspresyjną grą aktorów, a wszystko to przy akompaniamencie muzyki całkowicie nowoczesnej i do tego naprawdę dobrej. Podobało mi się bardzo.
Po moim kilkudniowym wyłączeniu się z życia, do kina wybierałam się sama, ale spotkałam tam moich najbardziej ulubionych Niemców, z którymi spędziłam wieczór i którzy zgodnie z prawem następstwa imprez zaprosili mnie na sobotę do teatru. Także w najbliższym czasie mam zamiar poznawać Pau od tej bardziej kulturalnej strony. Niezwykle optymistycznym akcentem na zakończenie dnia było w drodze do domu spotkanie grupki Francuzów, którzy pod wydziałem, przy muzyce z samochodu tańczyli makarenę, zupełnie jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, jaką robi się w środku nocy. Makarena jako dobro ponadpaństwowe łączy ludzi, godzi narody i zapewnia pokój na świecie.
No comments:
Post a Comment