Przekonana o tym, że mam dziś dodatkowy wykład z kryminologii, zmusiłam się do porannego wstania ignorując zupełnie fakt, że jest sobota i z półprzymkniętymi powiekami poczłapałam na wydział. Tam szybko zorientowałam się, że informacja ta jest prawie prawdziwa. Znaczy, owszem są dodatkowe zajęcia z tego właśnie przedmiotu, lecz nie jest to wykład, a ćwiczenia, na które jako Erasmus nie uczęszczam. Tym sposobem otrzymałam w prezencie sobotni poranek, który w innym przypadku z całą pewnością zostałby przeze mnie w całości przespany. Na wydziale spotkałam oczywiście koleżanki i kolegów z roku, którzy jako autochtoni na ćwiczenia chodzić muszą i którzy poinformowali mnie, że we wtorek w ramach wielkiego ogólnokrajowego strajku odwołane były wszystkie zajęcia. Francuzi już od pewnego czasu buntują się intensywnie przeciwko późniejszym emeryturom. Mnie osobiście do tej pory, ten temat zupełnie nie dotyczył, pomijając fakt, że dostałam przez skrzynkę na listy zaproszenia na dwie manifestacje organizowane z tej okazji. W każdym razie niezmiernie mnie cieszy, że do nadrobienia czeka mniej przechorowanych wykładów niż przypuszczałam.
Taki prezent w postaci czasu nie trafia się często i aby się nie zmarnował, wybrałam się na wielki targ staroci, który ma miejsce tylko w ten weekend. Mnóstwo przepięknych rzeczy w atmosferze starej szafy z pamiątkami. Niestety ceny zdecydowanie nie należały do okazyjnych.
Wieczór natomiast spędziłam w teatrze razem z Hanną, Maider i Janem. Teatr sam w sobie malutki, za siedzenia służyły drewniane schody na których rozłożone były poduszki, znamy takie klimaty również z Łodzi :). Sztuka była bardzo ciekawa - „Hius clos” („Przy drzwiach zamkniętych”) spłodzona przez J. P. Sartre'a w 1944r. Chętnych nie brakowało, my na szczęście posiadaliśmy rezerwację, ale przed budynkiem pozostało mnóstwo osób odprawionych z powodu braku miejsc. Albo poduszek, nie wiem. Przez półtorej godziny byłam zatem razem z bohaterami w piekle i... bardzo mi się tam podobało. Tylko teatralny sposób mówienia teoretycznie powinien być nieprzeciętnie wyraźny, a niestety niewiele byłam w stanie zrozumieć. Cóż, kwestia przyzwyczajenia, przypuśćmy, że mówili zbyt wyraźnie. Na szczęście byłam dobrze przygotowana, bo zanim jeszcze zdecydowałam się zakupić bilet, przeczytałam o tej sztuce wystarczająco dużo, żeby wiedzieć dokładnie co się dzieje na scenie. Pogawędki po przedstawieniu uprzyjemniał krótki koncert cygańskiego zespołu złożonego ze skrzypiec, akordeonu, fletu i pana który grał na wszystkich starych urządzeniach domowych, jak tarka do prania, czy miotła. Nie wiedzieliśmy tylko czy odzywać się do siebie, czy lepiej nie... Ostatecznie wiemy już, że „piekło to inni ludzie, a katem jest każdy z nas dla pozostałych”.
Hehe, tak ważnemu (niestety jednemu z najbardziej uciążliwych) elementowi kultury jakim są strajki poświęcić tak mało miejsca... Generalnie w mediach do których mam dostęp wygląda na to że nawet jak na nich to się mocno zawzięli.
ReplyDelete