Postanowiłam zrealizować dzisiaj w wolnej chwili pomysł kupienia sobie francuskiej karty do telefonu, co okazało się wcale nie takim prostym zadaniem w kraju gdzie wszyscy boja się terrorystów. Aby kupić kartę musiałam dać do skserowania dowód, co bardzo mnie zaskoczyło, nie bardziej jednak niż fakt, że w tym dziwnym kraju kupuje się czystą kartę sim, bez numeru, a dopiero potem wkłada do telefonu, dzwoni pod jakiś śmieszny numer, a następnie czeka na smsa zwrotnego z własnym numerem. Gdyby ktoś pragnął do mnie dzwonić, oto on: +330633787614.
Nic jednak prawdopodobnie nie przebije pani sprzedawczyni, która zapytana ile kosztują rozmowy za granicę, po długiej medytacji nad cennikiem zapytała:
-A dokąd będzie pani dzwonić?
-Do Polski.
- ... A czy to jest w Europie?
Opisałam miejsce, trzeba zatem opisać ludzi, których już conieco poznałam. Nas, Erasmusów, jest tutaj około 45, a większość pochodzi z Niemiec, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii. Poza nimi jestem ja, jeden Włoch piszący doktorat i trójka Belgów niemieckojęzycznych, prawie wszyscy są też z kimś zaznajomieni, niewiele jest osób, które przyjechały same, co zdecydowanie nie ułatwia zapoznawania. Mimo to, atmosfera erasmusowej beztroski sprzyja kontaktom, a większość osób, z którymi już rozmawiałam jest bardzo sympatyczna. Nie ulega żadnym wątpliwościom, że będziemy razem dużo imprezować. O dziwo do tej pory najlepszy kontakt mam z Niemcami. To nie zdrada narodowa, to Erasmus J.
Przyznać też muszę, że ogólnie atmosfera całego uniwerku zdaje się być niezwykle przyjemna, znacznie cieplejsza niż w Łodzi. Być może to tylko wrażenie, dlatego że jesteśmy zagraniczni. W każdym razie doskonale się tutaj nami opiekują. Kiedy załatwiamy formalności, wszyscy wspaniale udają, że da się zrozumieć nasz francuski, a jeszcze lepiej że nie tracą cierpliwości, gdy prosimy po raz trzeci żeby powtórzyli ostatnią myśl. Tylko dlaczego kiedy przy piątym dodajemy, żeby zrobili to innymi słowami, trochę drgają im nozdrza?...
Za mną pierwsze zajęcia z francuskiego. Zostałam przydzielona do najwyższego poziomu, choć nie do końca wiem co ja tam robię, bo większość mówi przynajmniej dwa razy szybciej ode mnie. Ale zawsze trzeba równać do góry, więc nie pozostaje nic innego jak tylko udawać, że wszystko jest na swoim miejscu i wspinać na wyżyny intelektualne, żeby inni również tak myśleli.
A oto mój ulubiony tekst dzisiejszych zajęć:
proffesseur: Savez-vous comment on appelle une personne qui n’a pas maison?
qn: ...Gitain?”
Dla mniej wtajemniczonych:
nauczycielka: Wiecie jak nazywa się osobę, która nie ma miejsca zamieszkania?
ktoś: ... Cygan?”
Witam Sarę Blogerkę :)) Opisuj dokładnie cały wyjazd, bo będę uważnym czytelnikiem :PP Aaaaa... i bądź grzeczna, bo nam się Endrju zaplącze :)) Pozdrowienia z pięknie pochmurnej i słonecznie deszczowej Polski :)) No wiesz, u nas w Azji to już pora monsunowa się zbliża :))
ReplyDelete