Monday, September 20, 2010

Dobre złego początki

Za mną pierwszy dzień zajęć na wydziale. Odwiedziłam dwa wykłady: prawo gospodarcze i prawo zobowiązań. Pierwszy niezbyt ciekawy, ale to jedyny sensowny przedmiot, którego nie będę musiała zdawać w Polsce po powrocie, więc kierując się zdrowym rozsądkiem, trzeba iść tym śladem. Drugi wykład natomiast, to nic innego jak kontynuacja zdanego przeze mnie 20 godzin przed wylotem prawa cywilnego. Wciąż jeszcze odczuwam silny wstręt do tego przedmiotu. Muszę znaleźć coś w zamian.

Wykładowcy są tutaj zaskakująco młodzi, prawie wszyscy około czterdziestki. Mają dużo energii i widać, że są pasjonatami swoich dziedzin, co objawia się bardzo szybkim mówieniem, kiedy dotrą do najciekawszego zagadnienia, nierzadkim pochrząkiwaniem do mikrofonu oraz sporadycznym opluciem stolika. Poza tym jednym małym szczegółem, że zajęcia są prowadzone w obcym języku, to sposobem organizacji bardzo przypominają te które funduje nam UŁ. Natomiast francuscy studenci notują zupełnie inaczej niż my. Pomijając margines, który zwiedza świat przez internet w czasie wykładu, znaczna większość z wielkim zapałem i wywieszonym językiem robi wszystko by skrupulatnie zapisać każde słowo spijane z ust wykładowcy. Obserwacje poczynione jeszcze w naszym kraju każą mi zachować dystans do takich notatek, gdyż potem często okazuje się, że brak w nich ładu, składu i nijak nie można dojść do tego, co autor miał na myśli. Zapewne dlatego, że w czasie tworzenia swego dzieła autor wyjątkowo niewiele myślał. Niemniej znajomość z jakimś francuskim kujonem może okazać się bardzo cenna i nie należy zaniedbywać tematu. Większość cudzych notatek będzie lepsza od moich.

Współczynniki mojej dzisiejszej aktywności na zajęciach:
Stopień zrozumienia treści: 95%
Umiejętność zanotowania: 75%
Umiejętność opowiedzenia tematu własnymi, +/- składnymi zdaniami: 45%

Nauka języka prawniczego jest prawie jak nauka obcego języka. To czym teraz się zajmuję, to nauka języka obcego w innym obcym języku. Jak na pierwszy dzień uznaję to za całkiem niezły wynik :).

Po południu natomiast już tylko same przyjemności: dwie godziny wspinaczki w ramach zajęć sportowych. Tutejsza, olbrzymia w każdą stronę, ścianka robi duże wrażenie na kimś, kto do tej pory widział tylko manufakturową Stratosferę i nie przypuszczam, żebym kiedykolwiek wykorzystała płynące z tego możliwości. Zanim każdy uczestnik nie przejdzie kursu asekuracji, nie wolno nam się wspinać wyżej niż na półtora metra. Nie ma to większego znaczenia, i tak umęczyliśmy się wszyscy nieprawdopodobnie. Jest radość :).


No comments:

Post a Comment