Zajęcia językowe już się zakończyły, a prawnicze jeszcze nie wystartowały, czyli przede mną cały wolny tydzień. Oczywiście nie brakuje mi pomysłów jak zagospodarować te kilka dni. Aby móc w pełni realizować marzenia o zwiedzaniu dalszych okolic Pau, rozpoczęłam od odwiedzenia sklepu z używanymi gratami, aby wybrać dla siebie odpowiedni środek transportu. Akcja zakończyła się sukcesem, kupiłam bardzo fajny górski rower wyprawowy, który poza rozpadającym się, trzeszczącym siodełkiem, zasadniczo wszystko ma na swoim miejscu i działa doskonale. Nie było to łatwe, zanim podjęłam decyzję, wypróbowałam chyba dziesięć innych rowerów. Kiedy robiłam dziesiąte kółko testując kolejny pojazd, mijani przeze mnie wielokrotnie ludzie siedzący w kawiarenkach machali do mnie przyjaźnie :). Już zaczynam żałować, że nie mogę zabrać dzisiejszego nabytku razem ze mną do Polski, jest o niebo lepszy od mojej łódzkiej, starej zebry, która powoli i zasłużenie zaczyna wyciągać kopyta...
A teraz uwaga, uwaga, informacja dla fanów berecika! Widziałam dzisiaj wychodzących z uczelni dwóch Francuzów w beretach, dokładnie takich jak mój! Jedyne co przyszło mi do głowy, to: ale wariaci... muszę ich poznać :). Ale poszli szybko nie podejrzewając we mnie bratniej duszy. Jak dalece jest zatem możliwe, że wszyscy tutaj posiadają berety, tylko w nich nie chodzą? Zima pokaże.
Bardziej francusko już się chyba nie da :).
No comments:
Post a Comment