Dzień pełen przygód rozpoczął się całkiem niewinnie. Kiedy obudziłam się niewiele przed południem, z zadowoleniem stwierdziłam, że pora deszczowa ustała i świeci piękne słońce. Szybko więc sięgnęłam do moich przewodników, wynalazłam sympatyczne jeziorko około 25 km od Pau, spakowałam plecak i razem z rowerem wyruszyliśmy w świat. Droga była ładna, ku mej radości w większości płaska, a czasem spomiędzy stumilowych pól kukurydzy dwa razy wyższej ode mnie wyglądały Pireneje. Samo jezioro okazało się niestety sztucznym zbiornikiem wodnym, gdzie z każdej strony obowiązywał zakaz kąpieli, ale z przyjemnością powylegiwałam się na słonecznym brzegu czytając książkę i doskonaląc mój francuski.
I kiedy objeżdżałam jezioro dookoła z zamiarem powrotu do Pau i byłam w możliwie najdalej położonym punkcie mojej wycieczki, zdechło tylne koło. Niby asfalt prosty, droga elegancka, a jednak bezczelna dziura, wielka jak pól Europy, śmieje mi się prosto w twarz! Do domu trzydzieści kilometrów, godzina niewczesna, a w portfelu dwa euro... Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie dociągnąć tę nieszczęsną dziurę do drogi krajowej, tam zostawić w jakimś bezpiecznym miejscu, pojechać do Pau autobusem lub stopem, a następnego dnia wrócić rano z nastawieniem na daleki spacer.
Jednak po dłuższym czasie, kiedy już docierałam do miejsca, gdzie zamierzałam porzucić przyjaciela, udało mi się zatrzymać małą ciężaróweczkę, która podwiozła mnie razem z rowerem jakieś osiem kilometrów. Pod wpływem radosnego nastroju, spowodowanego nagłym przybliżeniem się do domu, spontanicznie zmodyfikowałam wcześniejszy plan działania, stwierdzając że dwadzieścia kilometrów drogi prostej jak strzała, to ostatecznie tylko kwestia czasu.
Dwie godziny później, po obejrzeniu pięknego zachodu słońca, miałam już na ten temat nieco odmienne zdanie. Uznałam, że od tego momentu priorytetem będzie konwulsyjne machanie na wszelkie samochody posiadające wnętrze dające nadzieję na pomieszczenie roweru. Zadanie niełatwe, aż do dzisiaj zupełnie nie zwracałam uwagi na to, jak niewiele takich pojazdów można uświadczyć na drodze w sobotnie wieczory... Ale ma się ten urok! Bardzo sympatyczny Francuz podwiózł mnie swoją mini ciężarówką pod same drzwi akademika.
Głupi ma szczęście? Złego diabli nie biorą? Bogowie chronią szaleńców? W tej kombinacji znanych ludowych mądrości nigdy nie może przytrafić mi się nic złego :).
No comments:
Post a Comment