Thursday, September 23, 2010

Niezidentyfikowany obiekt gadający

Wczoraj zdarzyła się rzecz , na którą bardzo czekałam. Do tutejszej galaktyki przybył polski układ językowy. Składa się z trzech osób: Kamila, który razem ze mną będzie zgłębiał zaklęcia prawnicze oraz Magdy, jego dziewczyny i Przemka, którzy jeszcze przez kilka dni cieszą się wakacjami w słonecznym Pau i gnieżdżą we trójkę w pokoju identycznym jak mój. Odwiedzili mnie wczoraj po południu, po tym jak odebrali mój list powitalny, który wrzuciłam im do skrzynki kilka dni wcześniej. Plotka – dobra rzecz. W erasmusowym eterze rozchodzi się z prędkością światła. Cała trójka super sympatyczna, spędziliśmy razem popołudnie, pomogłam im założyć uczelniane konto internetowe, żeby mogli korzystać do woli z dobrodziejstwa sieci i uciekłam na zajęcia.

Bardzo ciekawe zajęcia, bo wczoraj odbył się wykład, na który czekałam z największą nadzieją, jedyny który koresponduje tutaj z moimi zainteresowaniami prawniczymi: kryminologia. Nie zawiodłam się. Zajęcia z czwartego roku, czyli pierwszego magisterskiego. Różnica w traktowaniu studentów na licencjacie i magisterce jest ogromna. Ci pierwsi, to tylko anonimowa masa, która ma się nauczyć całkowicie odtwórczo, najlepiej za dużo nie odzywać i zdać. Zupełnie jak u nas podczas całego toku studiów. Za to wykłady dla przyszłych magistrów są zupełnie inne. Studenci aktywnie uczestniczą w zajęciach, mają myśleć kreatywnie, a przy tym nie zamykać się na różne punkty widzenia, ale dostrzegać wiele możliwości podejścia do zagadnień. Nie ma żadnej złej odpowiedzi, jeśli umie się ją uzasadnić. Dodatkowo wykładowczyni mówi bardzo wyraźnie i przystępnie.
Statystyki dla kryminologii:
Stopień zrozumienia treści: 100%
Umiejętność zanotowania: 90%
Umiejętność opowiedzenia tematu własnymi, +/- składnymi zdaniami: 60%

Szalony wieczór z Magdą, Kamilem i Przemkiem rozpoczął się kulturalnym przedakademikowym piknikiem, opierającym się głównie na degustacji wina. Następnie czekając na jeden z ostatnich autobusów złapaliśmy stopa do centrum miasta. Zabrało nas dwóch Francuzów, więc gnietliśmy się radośnie we czwórkę na tylnym siedzeniu i zostaliśmy porzuceni pod samymi drzwiami pubu, do którego chcieliśmy dotrzeć. Tam jak zwykle spotkaliśmy mnóstwo innych Erasmusów i nie tylko. Spontanicznie przyłączyliśmy się do śpiewających Francuzów, którzy z przyjemnością gadali z nami o wszystkich głupotach tego świata, bardzo ucieszeni że chcemy nauczyć się ich języka i zgodnie z prawdą przekonani, że potrzebujemy dużo praktyki. Jak to zwykle bywa dla dobrze rozwijających się imprez, pub zamknęli o wiele za wcześnie, więc wielką międzynarodową grupą poszliśmy szukać innego miejsca. Trafiliśmy do małego, całkiem fajnego i bardzo tanecznego klubu, gdzie przy rockowo-popowej muzyce, w wielkim ścisku i zaduchu, hasaliśmy do piątej nad ranem. Życie w Pau jest piękne :).




No comments:

Post a Comment