Sunday, September 5, 2010

Stolica czekolady

Weekend tutaj to odpoczynek od odpoczynku. Wczoraj z okazji soboty dobrodusznie odpuszczono nam kolejne 6 godzin nauki francuskiego, za to chętni, do których oczywiście się zaliczałam, mogli wybrać się na wycieczkę do Bayonne (ok.100 km na północ od Pau, nad oceanem). Miasteczko niczego sobie, niezbyt duże, z ładną gotycką katedrą i niespecjalnymi podziemiami. Za to główną atrakcja są tutaj mury miejskie, których są trzy warstwy, ponieważ każdy kto choć przez chwilę władał tą miejscowością musiał postawić swoje. Tę przednią zabawę rozpoczęli Rzymianie w IV w., a kontynuowali Anglicy i Francuzi.

Jednak co ciekawsze, jak się okazało, Bayonne jest francuską stolicą czekolady. W tym małym miasteczku mieści się 14 zakładów produkujących czekoladę według własnych, pilnie strzeżonych przepisów. Znajdując się w takim miejscu nie pozostawało nam zatem nic innego jak spróbować tych sławnych wyrobów. No cóż... Czekolada jak czekolada, osobiście nie zauważyłam w niej nic specjalnego, ale może nie powinniście smakowo ufać człowiekowi, który twierdzi że Włosi robią znacznie gorszą pizzę od Polaków.

Godziny popołudniowe naszej wycieczki spędziliśmy na plaży w Biarritz (niedaleko Bayonne). Woda w pięknym turkusowym odcieniu, plaża zaludniona do granic możliwości, a dookoła malownicze skały, słowem raj dla leniwców z naprawdę cudownymi widokami. I pierwszy raz na żywo widziałam surfing! Fale może i nie są australijskie, ale całkiem spore, wygląda to na dobrą zabawę. Koniecznie muszę kiedyś spróbować.



No comments:

Post a Comment