Moja przyjaźń z rowerem została dzisiaj ostatecznie potwierdzona przez wielogodzinną, harmonijną współpracę bez żadnych zgrzytów. Przy pomocy mapy oraz przewodnika stworzyłam na potrzeby dzisiejszego pięknego dnia ciekawą wycieczkę, w połowie rowerową, a w połowie pieszą. Ale najlepsze rzeczy oczywiście zawsze spotykają mnie przypadkiem, więc zupełnie bez zastanowienia wjechałam na pierwszą z brzegu drogę, która mniej więcej prowadziła w dobrym kierunku i tym sposobem znalazłam się na najpiękniejszej ścieżce widokowej w okolicy. Do tej pory jeszcze nie jeździłam na rowerze po górach, a co najwyżej po Parku Krajobrazowym Wzniesień Łódzkich, dlatego nie całkiem byłam przygotowana kondycyjnie, ani psychicznie na 15 km drogi wyłącznie pod górę, ale nie ma rzeczy niemożliwych, wszystko to tylko kwestia czasu.
Kiedy znalazłam się już w miejscu gdzie planowałam zostawić rower, by dalej ruszyć szlakiem pieszo, spotkałam miłego, starszego tubylca, z którym zaczęłam rozmawiać. Po dłuższej chwili zaprosił mnie do siebie, gdzie razem z żoną poczęstowali mnie sokiem. Po parze sympatycznych staruszków w maleńkiej miejscowości na południu Francji raczej spodziewałam się jakiejś miłej działeczki z niewielkim ogródkiem, gdzie uprawiają kwiatki i pomidorki, a znalazłam się w pięknej, dużej willi z basenem, gdzie dookoła olbrzymi teren na stoku pagórka zajmowały winnice. Razem rozłożyliśmy mapy, a Cristiane i Claude opowiadali mi co ciekawego mogę jeszcze zobaczyć w dalszej i bliższej okolicy. Tym sposobem doszło mi kolejne sto pomysłów, chyba powinnam już zacząć myśleć jakby tu przedłużyć mój pobyt w Pau na najbliższe trzy lata, żeby zrealizować wszystko, co bym chciała :). W końcu udało mi się zostawić u nich rower i wyruszyć szlakiem na daleki, leśny, lekko pagórkowaty spacer z ładnymi widokami, z którego wróciłam zmęczona do granic możliwości, gdyż dzisiejszego upału z całą pewnością nie powstydziłaby się nawet Afryka. Droga powrotna do Pau, którą w pierwszą stronę pokonywałam z wielkim mozołem przez dwie godziny, przemknęła mi przed oczami w dwadzieścia minut. Uważam, że takie ukształtowanie terenu na rower nie jest normalne. Chyba potrzebuję jeszcze co najmniej paru wycieczek zanim się do tego przyzwyczaję. A w willi z basenem oczywiście zawsze jestem mile widziana, choć jedynie do końca listopada, bo potem Cristiane i Claude przeprowadzają się do Lille, na północy Francji, mam zatem dwa miesiące, żeby ich odwiedzić :).
A w czasie dzisiejszej wycieczki spotkałam mnóstwo takich oto sympatycznych jeżyków, które wylegiwały się na drodze:
No comments:
Post a Comment