Wednesday, September 22, 2010

Przyziemne radości

Kolejny dzień zajęć, kolejne przedmioty. Wczoraj szczęśliwie udało mi się zamienić zobowiązania na doktryny polityczne, czym sama siebie zaskoczyłam. Nie uważam żeby przedmiot wykładu był szczególnie interesujący, ale przekonał mnie temperament wykładowcy, który z całą pewnością nie ma w zwyczaju nigdzie się spieszyć. W normalnych okolicznościach zapewne uznałabym taki sposób prowadzenia zajęć za skrajnie zanudzający, ale w panujących tu warunkach ekstremalnych doktryny są darem losu.

Wczoraj wieczorem mieliśmy też pierwsze zajęcia z jogi. Po dwugodzinnym seansie każda część mojego ciała była tak doskonale zrelaksowana, że absolutnie nie myślę już zamieniać tego na żaden inny pospolity sport. Pan Jogin prowadzący to postać niezwykła. Kiedy go zobaczyłam, nawet nie musiałam pytać, czy trafiłam do dobrej sali. Joga jest całym jego życiem i całe jego życie jest jogą. I choć zajęcia podobają mi się bardzo, to prowadzącego traktuję raczej jako ciekawostkę przyrodniczą, bez wątpienia godną podziwu, ale niekoniecznie naśladowania. Mój uwznioślający rozwój duchowy musi nieco poczekać, póki co jestem zbyt zajęta bardziej przyziemnymi radościami tego świata.

A do bardziej przyziemnych radości z całą pewnością można zaliczyć to, co spotkało mnie późnym wieczorem. Kiedy przechadzałam się między akademikami, pierwszy raz odkąd tu jestem usłyszałam gitarę. Zafascynowana podążyłam za dźwiękami i tak oto znalazłam się na plenerowej imprezie pod własnym wydziałem w towarzystwie najprawdziwszych Francuzów! Po trzech tygodniach pobytu w Pau, wreszcie poznałam jakichś tubylców. Kto zna nasze sławne imprezy w politechnicznej piaskownicy, ten z łatwością wyobrazi sobie jak spędziłam wczorajszy wieczór :). Ludzie okazali się bardzo sympatyczni, dostałam jedną z trzech gitar i graliśmy, śpiewaliśmy i tańczyliśmy do 3.00 nad ranem. To jest właśnie to, czego mi tutaj brakowało najbardziej :).

1 comment:

  1. Patrz, to we Francji masz odpowiednik imprez piaskownicowych, a u nas takowej nie było od roku chyba... Ehhh ;-(

    Pytanie tylko czy po tak świetnie (i często) aktualizowanym blogu będziesz miała o czym opowiadać po powrocie do Łodzi ;-)

    ReplyDelete